Ciepłe promienie Słońca, piaszczysta plaża, szum oceanu i fal uderzających o brzeg – tego nam brakowało od dłuższego czasu w zimnym i wietrznym Gdańsku. Dlatego nie wahałyśmy się ani przez moment, kiedy na stronie linii Ryanair pojawiły się tanie bilety do Porto i to dokładnie na majówkę! Dzisiaj zapraszamy Was na krótką relację z naszej kilkudniowej, fantastycznej włóczęgi. Nie zabraknie też włóczki i dziewiarskich ciekawostek. Bo skoro w Portugalii, to koniecznie dzierganie po portugalsku 🙂
Portugalia siedziała nam w głowach od stycznia. Już w momencie kupowania biletów miałyśmy gotowy plan wyjazdu – marzył nam się totalny relaks w blasku słońca we wspaniałych okolicznościach przyrody. Rzeczywistość przerosła chyba nasze oczekiwania. Cudowne Porto z labiryntem wąskich uliczek, spokojna Vila Nova de Gaia, z której rzut beretem nad majestatyczny Atlantyk, czy dolina rzeki Douro, która przywodzi na myśl letnie polskie nadrzeczne plaże…Północna Portugalia przyjęła nas wyjątkowo ciepło i słonecznie (kto by pamiętał wpadkę z gradem…). Do tego stopnia, że potrzeba było 3 opakowań panthenolu, by załagodzić efekty spotkania białych przybyszów z Polski ze słońcem.
W przerwie od leniuchowania wybraliśmy się na całodniową wycieczkę w rejon środkowej i południowej Portugalii. Cabo da Roca – najbardziej na zachód wysunięta kontynentalna część Europy – zachwyciło nas ogromnymi klifami, o które rozbijały się oceaniczne fale. Patrząc na ocean z tej perspektywy w lot można pojąć, dlaczego Portugalczycy byli niegdyś władcami mórz i oceanów – widok błękitnej wody aż po horyzont prowokuje do zadania sobie pytania, czy to już kres, czy jest coś dalej?
Kolejnym przystankiem na naszej trasie była miejscowość Sintra, słynąca głównie z charakterystycznych posiadłości i olbrzymich rezydencji porozrzucanych pośród zalesionych wzórz. Jest to wybitnie turystyczna miejscowość z niepodważalnym jednak urokiem i absolutnie nie można pominąć jej w swoich planach. Droga dojazdowa to osobna historia, film z naszej trasy spokojnie mógły walczyć o nagrody filmów amatorskich w kategorii horror…
Z Sintry mieliśmy rzut beretem do stolicy Portugalii, Lizbony, która była zarazem ostatnim punktem w naszym planie jednodniowej (!) samochodowej wycieczki. I muszę oddać, że jest to miasto tak piękne, jak „pokręcone”. Począwszy od mostu rodem z San Francisco (tak, jest łudząco podobny do Golden Gate), poprzez pomnik Jezusa górującego na wzgórzu po drugiej stronie rzeki Tag niczym ten ze Świebodzina Rio de Janeiro i wspaniałe nadbrzeże, na którym odbywa się mnóstwo zabaw, festynów i imprez. Samo miasto zaś posiada nieodparty urok i swój własny, charakterystyczny klimat. Zabawmy się przez chwilę w skojarzenia – pierwsze, co przychodzi Ci do głowy, kiedy myślisz o Lizbonie to…?
TRAMWAJE! Maleńkie, żółte, wyładowane po brzegi ludźmi, mknące po wzgórzach miasta bezustannie, od rana do nocy…To jest to, co najbardziej zapada w pamięć po wizycie w Lizbonie! Oczywiście, architektura w połączeniu z wyjątkowym usytuowaniem sprawiającym, że ciągle idzie się pod górę albo z górki również gwarantuje wyjątkowe przeżycia. Szczególnie, kiedy zwiedza się miasto nocą, błądząc uliczkami Starego Miasta bez zamierzonego celu i delektując się widokami jak ze snu. Nie sposób oprzeć się temu miastu i pragnieniu jego ponownego odwiedzenia.
Poniżej kilka zdjęć z naszego powłóczystego dziergania. Portugalia, ze swoim rozkoszym klimatem (i winem) jak żadne inne miejsce spowodowała, że robienie na drutach sprawiało nam tam wyjątkową frajdę.
A skoro już jesteśmy przy temacie Portugalii, nie sposób nie wspomnieć o dzierganiu metodą portugalską. Jest to bardzo stara metoda dziergania, wciąż jeszcze praktykowana w Portugalii, a także w krajach bliskiego wchodu (np. Turcji). Jest to metoda, w której nitka pochodząca od motka nie znajduję się za robótką (tak jak w znanych nam metodach kontynentalnej czy angielskiej), tylko przed nią.
Dziewiarki używają najczęściej zawieszek z haczykami, często pięknie zdobionych, które przypinają sobie na piersi lub na ramieniu i na haczyk zaczepiają włóczkę. Alternatywą jest trzymanie nitki przerzuconej przez szyję. Do przerabiania oczek wystarczy jedynie odpowiedni ruch kciukiem. Metodą tą bardzo łatwo robi się oczka lewe, dlatego też przy dzierganiu na okrągło dzierga się oczka lewe, czyli często lewą stronę robótki. Na Etsy możecie znaleźć olbrzymią ilość pięknych portugalskich zapinek (w tym magnetycznych). Do wyboru do koloru. Chciałyśmy nabyć takie przypinki w Porto, jednak nie udało nam się ich dostać. W mieście natrafiłyśmy raptem na jedną, dosyć ubogo zaopatrzoną pasmanterię (a w zasadzie sklep typu mydło – bielizna – powidło), w której nawet biegły (migowo-translatorowy) portugalski Izy nie przyniósł sukcesu. Mimo to, spróbowałyśmy dziergania tą metodą, z włóczką przewieszoną przez szyję. I choć warto jest w życiu uczyć się nowych umiejętności, chyba jednak obie pozostaniemy przy naszym tradycyjnym sposobie włóczenia…
A jeżeli Wy chcielibyście nauczyć się, jak dziergać metodą portugalską polecamy kilka filmów instruktażowych na Youtube:
I jak Wam się podoba Portugalia w naszym wydaniu oraz dzierganie po portugalsku? Chcielibyście wybrać się tam lub spróbować swych sił w robieniu na drutach tą metodą?
Iza i Misia