Dzisiejszy post jest pierwszym z serii Włóczęgi, opisującej nasze włóczenie się po różnych zakątkach świata. Dziś włóczęga po Kirgistanie – kraju, który zachwycił mnie od pierwszych chwil gościnnymi i otwartymi ludźmi, przepięknymi górami i jeziorami, bogatą tradycją i smacznym jedzeniem. Do tego stopnia, że – choć tyle innych, ciekawych miejsc na świecie – do Kirgizji na pewno wrócę jeszcze nie raz (i to jak najszybciej, póki tam wciąż dziko i nienaruszono).
Zdziwilibyście się, jak wiele wspólnego mają ze sobą Polacy i Kirgizi! Mimo, że to naród turecko-mongolski, o urodzie tak dalekiej od naszej słowiańskiej, z badań genetycznych wynika, że bliżej nam do Kirgizów, niż np. do Czechów. O tym podobieństwie dane mi było przekonać się już na początku wyprawy, gdy tylko wsiadłam do marszrutki (popularnego w krajach postsowieckich minibusika) jadącej do Biszkeku. Ja, dziewczyna podróżująca wtedy sama, w jakby nie patrzeć muzułmańskim kraju, z mizerną znajomością rosyjskiego, byłam początkowo pełna obaw, które prysły, gdy tylko otoczyło mnie grono wesoło gawędzących starszych pań, w kolorowych chustach na głowach i z siatkami pełnymi zakupów. Wiedziałam już, że bardziej bezpieczna być nie mogę. Poczciwe staruszki nakarmiły (a wręcz przekarmiły) przeróżnymi wyrobami rąk własnych, napoiły, a na koniec zaoferowały szeroki wachlarz swoich wnuczków i synów (tych na wydaniu) w różnym wieku i o różnej maści. Nie obyło się bez pasjonujących historii z życia ich samych, sąsiadów, dzieci sąsiadów…Wniosek – kirgiskim babciom nie tak daleko do naszych polskich, kochanych babć. Oto wtedy właśnie odkryłam świetną metodę na podróżowanie samemu – znajdź sobie babcię, a włos ci z głowy nie spadnie! I tak oto z jedną z babuszek pojechałam dalej – do miejscowości Cholpon-Ata nad jeziorem Issyk-Kul. Issyk-Kul to największe jezioro w Kirgistanie i drugie, co do wielkości (po jeziorze Titicaca), jezioro górskie. Jego północny brzeg jest dość turystycznym miejscem, usianym kurortami, pełnymi głównie kazachskich turystów. Przechadzając się po Cholpon-Acie w poszukiwaniu miejsca do spania, zagadałam młodego Kirgiza spacerującego z synkiem.
Syrgak wraz z 6-letnim Ajdarczykiem od razu zaprosili mnie do swojej kwatery, gdzie razem z całą rodziną spędzali wolny weekend nad jeziorem. Po całym dniu w podróży z Kazachstanu jedyne o czym marzyłam to wziąć prysznic i najeść się i miałam szczęście trafić na porę kolacji. Pani domu przygotowywała właśnie manty – tradycyjne, kirgiskie pierożki z mięsem, ziemniakami i cebulą w środku, polewane sosem z octu z dodatkiem przypraw i ziół. Zdecydowanie mój faworyt i niebo w gębie! Przepyszną i sutą kolację zwieńczyliśmy toastem – za spotkanie i za przyjaźń polsko-kirgiską.
Manty – popularne w Kirgistanie pierożki z baranim mięsem i kawałkami ziemniaków
Kolejny dowód na pokrewieństwo z Kirgizami
Ajdarczyk. Czy wspominałam, że zakochałam się w kirgiskich dzieciach?
Jak się okazuje Kirgizi wiedzą o Polsce całkiem sporo – o polskich politykach, Annie German i Beacie Tyszkiewicz, a „Czetyrie tankisty i sabake” oglądał za dzieciaka każdy napotkany taksówkarz. Kirgistan to kraj byłego związku radzieckiego, nadal prowadzący politykę prorosyjską, więc na rozmowach o sytuacji w Europie i sprawie ukraińskiej minął nam prawie cały wieczór. Oprócz tego była też muzyka i tańce i śpiewy!
Komuz czyli tradycyjna kirgiska gitara
Mówi się często, że Kirgiz z konia nie schodzi. Jest nawet kilka kirgiskich przysłów, że jakoby koń jest skrzydłami człowieka czy że źle wychowany chłopak – jak koń bez uzdy. W Kirgistanie od najmłodszych lat dzieci uczą się jeździć konno, a ja – już w towarzystwie mojego kompana podróży – pojechałam nad jezioro Song-Kol, żeby się o tym przekonać.
Przeprawa tam nie jest łatwa, droga wije się serpentynami przez dobrych kilkadziesiąt kilometrów, by w pewnym momencie po prostu się urwać. Można więc pomarzyć o jakiejkolwiek marszrutce. Zdecydowaliśmy się na taksówkę i tak oto poznaliśmy Akelbeka – Kirgiza z krwi i kości, z którym spędziliśmy kilka następnych dni, objeżdżając jezioro wokół i zahaczając o kilka miejsc wartych (wg niego) uwagi.
Z naszym złotozębym taksówkarzem Akelbekiem. W Kirgistanie była też ze mną moja żółta czapka w warkocze, o której już niedługo na blogu
Song-Kol przywitał nas najbardziej niesamowitym widokiem, jaki do tej pory widziałam. No dobra, dość często przesadzam z zachwytem nad różnymi rzeczami i miejscami, ale uwierzcie – nie teraz! Ta rozległa, olbrzymia przestrzeń dookoła, z górami na horyzoncie, jezioro mieniące się przeróżnymi barwami i cisza, przerywana co raz muczeniem krów po prostu zapierała dech w piersiach i człowiek milkł by, nie daj Boże, nie zakłócić piękna tej nieskażonej cywilizacją natury. Okolice Song-Kol to również świetne miejsce, by spróbować przejażdżki konnej. Przemiły pan zapytał mnie tylko, czy kiedykolwiek jeździłam. -Nie? „Ciu-ciu” jak chcesz do przodu, a „pryyyy” żeby się zatrzymał. No to wsiadaj!. No to wsiadłam i pojechaliśmy. Nie żebym miała w tym specjalnie swój udział, ja to tylko siedziałam i głęboko oddychałam, pilnując bezpiecznej odległości od ziemi… Brakuje Wam adrenaliny? Spróbujcie.
Po paru dniach wyruszyliśmy w kierunku miasta Karakol, które jest główną bazą wypadową na trekking po Tien-szanie. O kirgiskich górach pisano już wiele, ale człowiek może czytać i czytać i oglądać zdjęcia i pozachwycać się nimi nawet, ale ani w ułamku procenta nie poczuje prawdziwej magii Tien-szanu. Jak przy ich ogromie i potędze człowiek staje się malutki i bezbronny, jak diabelskie momentami są te ponoć niebiańskie góry, jaki zapach ma chłodne powietrze na ponad 3800 m i jak piasek usypuje się pod stopami podczas schodzenia ze stromej przełęczy nad turkusowo-zielonym jeziorem Ala-Kol. To trzeba przeżyć.
Już niedługo ciąg dalszy opowieści o Kirgistanie. Zdradzę tylko, że będzie festiwalowo i kolorowo i trochę więcej o kirgiskim rękodziele. Do następnego!
Iza
Fot. Ja i Zbigniew Wolny
Fascynująca opowieść. Piękne zdjęcia. Nie mogę się doczekać dalszego ciągu. Przy takiej wyprawie moje podróże po Włoszech to kaszka z mleczkiem 😉 Pozdrawiam.
Każda podróż ma w sobie coś wyjątkowego i osobistego 🙂 Czekam na Twoje następne relacje również 🙂 Pozdrawiam
Jedno z moich marzeń! Facet grający na kirgiskiej gitarze – rewelacja! A to dziecko wygląda jak dorosły…
Kirgiska gitara mnie też urzekła. Pozdrawiam
Ale przygoda, a tak orientacyjnie ile ok. wyjazd tam kosztuje?
Jeśli chodzi o loty, to są różne opcje i w zależności kiedy kupisz – różne też ceny, Ja trafiłam na promocje ukraińskich linii lotniczych. Lot Lwów-Kijów-Ałmaty (Kazachstan) i powrót – 150euro w dwie strony.
Kirgistan jest na mojej liście i jestem mega ciekawa tego kraju. Zdjęcia z gór super!
Kraj jest zdecydowanie warty zwiedzenia, szczerze poelcam!:)
Niesamowite miejsca 🙂 Czekam na post o kirgiskim rękodziele!
Już wkrótce!
Przepiękne widoki 🙂
Zapierają dech w piersi, nieprawdaż? 😉
WOW jak przeczytałam też tam teraz chce 😉 piękne miejsce. Zawsze mnie tamte rejony kusiły 😉 Jak ty tam wyjechałaś? Sama organizowałaś czy jak? Pozdrawiam
To prawda, miejsce przepiękne! Jeśli zawsze Cię kusiły to koniecznie się tam wybierz:) Tak, znalazłam tanie bilety do Ałmaty w Kazachstanie, a reszta jakoś się sama zorganizowała:)
Najbardziej spodobały mi się zdjęcia pierożków. Ciekawie opowiedziałaś swoją przygodę w Kirgistanie 🙂
Pierożki zdecydowanie lepiej wyglądały na żywo 🙂 Dziękuję i pozdrawiam
Ale super! 😀 Odważna jesteś, ze do takiego kraju sama pojechałaś! Naprawdę. Ale widzę, że panie się Tobą zajęły 🙂 Fajna przygoda. Jak długo tam byłaś?
Panie były przeurocze;) Łącznie spedziłam tam 3 tygodnie.
Wspaniała wyprawa! Podziwiam za odwagę!
Dziękuję, było naprawdę niesamowicie i szczerze polecam!
[…] taksówkarza Akelbeka, o którym opowiadałam w poprzednim poście? To od niego dowiedzieliśmy się, że akurat w tym czasie, gdy byliśmy nad jeziorem Song-Kol, po […]
fascynujące zdjęcia, piękna opowieść. Podobne pierożki w wersji gruzińskiej (z bulionem w środku) jadłam w restauracji gruzińskiej w Krakowie. Pyyycha!